Zdjęcie Tadiego przypomniało mi pewną historię mojego pierwszego dzikiego konia [;
Wracając samochodem, o drugiej w nocy od dziewczyny, która obecnie jest moją żoną (: minąłem kłusującego sobie drogą konia. Przejechałem 200 metrów zastanawiając się co właśnie zobaczyłem. Miasto, 2 w nocy, wszędzie cicho, nikogo nie ma, a mnie minął nie osiodłany koń. Wróciłem się, a koń już kierował się bezpośrednio w stronę dwupasmówki, Wiślanki w Skoczowie. Złapałem za telefon, wybrałem 112 i mówię, że koń bez opiekuna zaraz będzie na dwupasmówce i że zrobił soczystą kupkę d: Jak już znaleźliśmy się Wiślance, zaparkowałem samochód na pobliskim Orlenie i dbając o swoje bezpieczeństwo próbowałem go złapać ganiając po dwupasie. Na szczęście o tej godzinie nie ma dużego ruchu. Panie z wyżej wspomnianej stacji benzynowej wyszły na zewnątrz, wyjęły swoje iphony i zaczęły nagrywać całe zajście. Koń mając parcie na szkło, poszedł w stronę pań. Niewiasty w popłochu schowały się w wewnątrz sklepu, jednak nie zabarykadowały się. Konik staną przed automatycznymi drzwiami, drzwi się rozsunęły i mogłem podziwiać przedziwny widok. Koń patrzący na stojak z gazetami i panikujące panie z obsługi. To był moment, w którym stał nie ruchomo i spokojnie można było go złapać za uzdę. Chwyciłem go, wyprowadziłem i w tym momencie przyjechała policja (ok 10min od zgłoszenia). Przekazałem kuca policji ale oni też byli zdezorientowani sytuacją. Pożyczyłem im linę holowniczą i przypięliśmy go do latarni. Co było dla mnie zaskakujące, policjanci już po 15 min znaleźli właścicielkę. Właścicielka nawet nie podziękowała tylko zabrała "mojego" pierwszego "Mustanga".
Jeżeli ktoś przeczytał ten przydługawy tekst, dziękuję za uwagę. Na dowód wstawiam zdjęcie, na którym nie wiele widać bo nie chciałem straszyć fleszem.
