
Chciałem pokazać, z czym przyszło mi walczyć.
We wrześniu 2019 kupiłem mustanga cabrio z 1998. Najsłabsza wersja 3.8 v6, ale za to dość fajnie wyposażona: elektryczne szyby, skóra i klimatyzacja

Nie jestem fanem mustangów (no poza pierwszą generacją


plusy:
- silnik i skrzynia ładnie pracuje
- poszycie dachu jest nowe
- skóra i ogólnie całe wnętrze jest w bdb stanie
- buda prosta, zostawia dwa ślady
- zero rdzy/zgnilizny
minusy:
- wgniecenia i otarcia wymuszają polakierowanie pięciu elementów
- zawieszenie do remontu
- opadnięte drzwi
- uszczelki dachu "śmietnikowe"
- masa pierdół do ogarnięcia
po zakupie pojechałem na jedno ze spotkań Krakowskich Klasyków Nocą, nie mam fotek po zakupie w dzień:


Na początku uruchomiłem niedziałające przednie lampy (zaśniedziałe styki w instalacji), niedziałające nawiewy środkowe (nieszczelność w podciśnieniach), oraz tymczasowo przesmarowałem uszkodzone dolne sworznie wahaczy. Następnie wziąłem się za zakupy:
-kupiłem i zamontowałem nowe amortyzatory tylnej klapy (brak foto)
-doczyściłem trochę auto




- założyłem windschott (który powinien być obowiązkowy w każdym cabrio

- kupiłem komplet felg Japan Racing JR23 18x9.5 i 18x8.5 i opon Uniroyal Rainsport 3 265/35 i 235/40, poniżej fotki z "przymiarki" felg (bez opon)


- kupiłem nowe amortyzatory i sprężyny obniżające vogtland (czekam na montaż), urwaną u mnie rączkę w drzwiach kierowcy (od razu też pasażera), nowe uszczelki boczne dachu, nowe tarcze, nowe klocki, rozrząd, nowe sworznie, zestaw naprawczy do opadniętych drzwi, nowy włącznik świateł, korek chłodnicy i pewnie kilka innych gratów

Jaki plan na auto? Zrobić z niego igłę, która ładnie wygląda i dobrze jeździ. Potem zobaczymy
