Długo oczekiwana przeze mnie chwila wreszcie nadeszła.
Po ponad siedmioletniej przerwie (dzieci, potrzeba rodzinnego auta) wreszcie udało się odzyskać radość życia związaną z posiadaniem Mustanga.
Tym razem prawilne V8, w jedynej słusznej odmianie (bez dachu) i w jedynym słusznym roczniku (czyli moim).
Autko kupione z kalafiorni po dosyć długim postoju, na pewno wyjeżdzało z garażu w 2010 później prawdopodobne ale właściciel nie potrafił powiedzieć kiedy.
Niemniej jednak bez rdzy silnik pali, elektryka sprawna, stało w suchym hangarze lotniczym a przed odstawieniem do kolekcji miało remont skrzyni biegów więc brzmi obiecująco, do poprawki są na pewno hamulce (strach było zjeżdzać z lawety) i zapewne w niedalekiej przyszłości pokrycie dachu, reszta to eksploatacja plus doprowadzenie do czystości i ładu wszystkiego co nie jest oryginalne a być powinno oraz regeneracja chargera Paxton sn92.
Aha jakby ktoś miał na zbyciu bębenki do zamków z kluczami to niech da znać... no się nie chcą otwierać
